Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powtarzalność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powtarzalność. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 września 2012

Nowe i brzydkie


Na stronach kolorowego czasopisma bardzo wyraźnie skierowanego do kobiecego grona odbiorców, czytam z pięć razy, że zmiana to kluczowe zjawisko, słowo opisujące naszą rzeczywistość. Że najcenniejsza w dzisiejszych czasach umiejętność to elastyczność i przystosowanie do ciągłej zmiany. Zmiana zmianę zmianą pogania. No tak, no faktycznie: o Matko, jak ten czas leci i jak wszystko się zmienia! Dwa razy do tej samej rzeki nie podobna wleźć, co wiemy od czasów liceum.
Niby się zgadza, stałość to złudzenie, a każda próba jej odnotowania jest nurzaniem się w paradoksie;  choćbym z największą  żarliwością i pietyzmem opiewała stałość, literka po literce preparuję zmiany. Sąsiadka z naprzeciwka, która zawsze, gdy patrzę przez okno siedzi w tej samej pozycji przy stole, patrzy w komputer i pali papierosa, niczego nie dowodzi. Ona jedynie potęguje złudzenie.
Niby wszystko się zgadza… Choć, gdy patrzę w ten magazyn dla pań, nie mogę się nadziwić, że numer świeży – schyłek lata 2012 – a wygląda kropka w kropkę jak ten sprzed paru lat. Podobne wnioski, tematy i refleksje; mam wrażenie że nic się nie zmieniło. Wygląda na to, że w dobie ciągłych nowości, redaktorzy kolorowych pism postanawiają zaopatrzyć  czytelniczki w refren powtarzających się cyklicznie, i nic nie tracących na aktualności przekazów.
Czegoś mi  w tym zauważaniu zmienności brakuje.
Oglądam mieszkania na sprzedaż w starych kamienicach w Krakowie. Spaceruję po deptaku w Krynicy – Zdroju. Widzę, że ludzie jakoś panicznie i bez względu na poczucie estetycznej przyzwoitości , uciekają od stałości. Sami, przez nikogo nie przymuszani zmieniają, dążą do modernizacji i udoskonaleń, nie mogą się nacieszyć nowoczesnością, wprowadzają ją bezmyślnie jako nieznoszący słowa sprzeciwu warunek rozwoju.
I zastępują: budynki, rzeczy, dekoracje ich obleśnymi, plastikowymi odpowiednikami. Ściany mają wygładzone, budynki obklejone styropianem, na dębowych kiedyś podłogach kładą płytki, a okna – choćby to była kamienica z końca XVIII wieku wymieniają na PCV. Budują nowe hotele i pensjonaty, zostawiając w cieniu i na zatracenie perły regionalnej architektury. Nowe i zmienione jest bez wątpienia lepsze i milsze;  status podnosi, prestiżem błyszczy. Tak się przy najmniej wydaje. Zmienia się krajobraz miast i wsi, nieustannie i nieubłaganie. Jacyś dziwni ludzie, z przyzwoleniem innych, którzy siedzą wyżej, zmieniają krajobraz miast i wsi. Smutno mi, kiedy wyjeżdżam z uroczego miejsca i wiem, że gdy wrócę przybędzie mu kilka kolejnych oszpecających detali.
Stare, nawet jeśli piękne, musi odejść, bo jest świadkiem historii, budzi niezdrowe  sentymenty do czasów, z których nie jesteśmy dumni. Co gorsza, ktoś sobie może stare odczytać jako znak naszego zacofania. A przecież sprawa z zacofaniem ma się dokładnie odwrotnie. Rozpaczliwe szpecenie przestrzeni nowym i brzydkim jest jego dobitnym przykładem. 

sobota, 13 listopada 2010

Frywolitki przy kubraczku

Sova zabrała mnie dzisiaj na wystawę. W opuszczonym przez zwiedzających muzeum, przy kolorowej ladzie w podłużne paski siedział pan (informacja), stała pani (sprzedaż biletów) i siedziały jeszcze dwie panie (kustoszki?). Od dotknięcia klamki w kształcie ryby stało się jasne, że wchodzimy do prawdziwej świątyni przedmiotów. Islam. Orientacja. Ornament. To przyszłyśmy oglądać. Nadspodziewanie zaintrygowały mnie  teksty wyklejone złotymi literkami przy eksponatach.
Oswajanie pustki poprzez tworzenie nieskończonych wzorów:
"Arabeska to wzór bez początku i końca (...). Z czasem stała się symbolem islamskiego ornamentu, w którym dominowała tendencja do pokrywania nim jak największych połaci przedmiotu. Swoiste horror vacui wyrażało nie tylko tendencje estetyczne, ale także ciążący na wyznawcach islamu "strach przed pustką",  jako obszarem nieokiełznanym, podatnym na działanie złych sił (...)."
Magiczna trójka, piękne połączenie: "Trzy to trójkąt, symbol człowieka, świadomości i zasady harmonii".
Najbardziej ujęła mnie gablota z szeregiem małych, niekształtnych, niebieskich buteleczek i naczynek. Poetycki tekst przy nich komentował, że choć niedoskonałe, jasno wyrażają dążenie do piękna, doskonałości i szczęścia.
Całe to miejsce przesiąknięte było potrzebą ogarnięcia świata, zrozumienia i znalezienia porządku  rzeczywistości. Potem w rozmowie znalazłyśmy z Sovą kilka porządków, w jakie układają się nasze sprawy i było to pokrzepiające,  jak grawerowanie w niekończące się wzory flaszeczki do skrapiania powietrza wodą różaną.

piątek, 29 października 2010

z pogranicza

Właściwie, to fantazja jest od tego, żeby stwarzać sens. Świat nie zna granic, świat ich sam z siebie nie ma. Niepowtarzalność chwili i ta nieskończona, bezsensowna magma sposobów, na jakie przejawia się rzeczywistość jest nie do zniesienia. Na szczęście mam czas: dość precyzyjnie odmierzany punkt odniesienia, który pozwala mi określić, ile to jest chwila. Mam też poznaczone terytoria. Tu Polska, a tam Czechy, tu mój dom, a tam praca. Spaceruję we własnej przestrzeni, zaprojektowanej z myślą o tym, żeby stworzyć wrażenie powtarzalności zdarzeń. No i mam granicę psychologiczną. Oddzielam ja od nie ja, świat wewnętrzny od świata zewnętrznego. Na tej granicy żyję i doświadczam. Na niej tworzę relacje - ze światem i z innymi ludźmi, którzy też akurat postanowili podejść do płota. Do przetrwania w jako takim zdrowiu, potrzebuję wyobrażonych granic - czegoś sztucznego, zmyślonego i umownego. Wyznaczam je i stają się one strzeżonym obrazem rzeczywistości. Jest mi dobrze, gdy w tej rzeczywistości odnajduję spójność pomiędzy tym co czuję i tym co myślę. Wtedy delektuję się byciem w takiej właśnie przestrzeni i powtarzalnością gestów, smaków i sformułowań. Tak samo zachwycam się jesiennym światłem i tak samo lubię swoją drogę do pracy. Jednocześnie mogę się zmieniać, mogę zmieniać myślenie o świecie. Umiem zauważać, że granica opisująca jakiś wycinek rzeczywistości już do niej nie pasuje, bo doświadczyłam innego oblicza sprawy. Doceniam, że ktoś się stara, że coś jest inaczej. Jestem tam, gdzie chcę być i łatwiej mi się odnaleźć w tu i teraz.
A kiedy myśli i uczucia przestają współgrać, powtarzalność staje się koniecznością, pozwalającą zagłuszyć niepokój. Zmiana jawi się jako konieczna i niemożliwa zarazem, przemieszczam się powoli i z wysiłkiem. Szukam, ale nie chcę znaleźć.
Słuchać w takich chwilach myśli czy uczuć? A może przeczekać? W końcu zmiana jest nieunikniona.

Escher