środa, 1 września 2010

my sweet psychopathy, czyli dwie myśli o rozwoju

Tade powiedział, że przyglądanie się swoim trudnym doświadczeniom i stwierdzanie, że to wspaniałe, jak się dzięki nim można rozwinąć, ma rys psychopatyczny. Ma czy też nie, rozwój boli, nawet jeśli nie wiąże się z jakimiś życiowymi dramatami. A sceny dramatyczne, jeśli je potraktować jako rzucenie rękawicy, wymagają od człowieka dokładnie takich samych usiłowań, jak każda inna okazja do rozwoju. Tylko, że one zapewniają atrakcje w pigułce. Ciężej się je znosi, bo są zdarzeniami zesłanymi i świadomie o nie nie prosiliśmy.
Rozwojowe jest podejmowanie decyzji i branie na plecy odpowiedzialności za jej skutki. Rozwojowe jest naciąganie struny własnych możliwości i kompetencji - wrzucanie się w nowe sytuacje, w których nie ma struktury, ani odpowiedzi na pytanie, jak się w nich odnaleźć. Rozwojowe jest dyskutowanie z własnymi przekonaniami. Rozwojowe są pożegnania i powitania.
Robiąc wszystkie te rzeczy człowiek cierpiący rozwój szuka siły, żeby pokazać i zaakceptować słabość, niewiedzę, błądzenie, rumieniec debiutanta i koślawe ruchy początkującego łyżwiarza. Walczy ze sprzecznościami, które paraliżują dokonywanie wyborów, czeka na skutki.
Jednocześnie rozwój jest miły i dobry. Ach, co to za piękny moment poczuć, że się po latach ma znacznie więcej, niż wcześniej w swojej narzędziowni. Jak wspaniale jest używać tych sprzętów z coraz większą finezją. Jak zjawiskowe potrafią być wgląd i zrozumienie. Jak cudownie jest mieć do siebie zaufanie i ze spokojnym zaciekawieniem patrzeć w przyszłość.
Taki coaching na przykład upiera się, żeby afirmować proces rozwojowy i żeby doceniać siebie za kolejne życiowe odkrycia; nasycać się wizją  obrazu siebie, spójnego z podstawowymi wartościami, i pielęgnując wiarę w swoją moc i własne zasoby, dążyć do realizacji tej wizji.
A podejście psychodynamiczne, z drugiej strony, zaleca konfrontację z najbardziej pierwotnymi lękami i potrzebami człowieka, wydobywanie na powierzchnię mechanizmów obronnych, które zniewalają, podporządkowują sobie myśli i działania. Zmaganie się z ambiwalencją obecną w każdej akcji. Dążenie do integracji poprzez obserwowanie, przeżywanie, rozumienie i oswajanie tych wątków, od których najchętniej zwykle się ucieka.
Nic nie poradzę, zamiast się opowiedzieć, przeskakuję z jednego nurtu do drugiego i oba są dla mnie inspirujące. Początkowo myślałam, że opowiedzieć się to punkt wyjścia, teraz szkoda mi na to energii.
Mam ważniejsze sprawy na głowie: doświadczanie oraz przyglądanie się i gmeranie w tychże doświadczeniach w celach edukacyjnych. Póki co. Bo kiedyś, zdaje się, że trzeba będzie wyjść z tej głowy. Jeśli się zdarzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz